niedziela, 1 maja 2016

Kochając pana Danielsa - Brittainy C.Cherry

„Kochając pana Danielsa” – Britttainy C.Cherry 


   Zakochałam się w tej niesamowitej okładce… Czyż ona nie jest piękna? Przyznam się, ze kupiłam tę książkę tylko dlatego, że tak cudownie wyglądała. Wcześniej nigdy o niej nie słyszałam. Przed jej lekturą, przeczytałam kilka recenzji. Okazało się, iż miała bardzo dobre opinie.  Z wielką nadzieją, że nie jest to kolejne puste romansidło, zaczęłam ją czytać. 

Dziewiętnastoletnia Ashlyn właśnie straciła swoją ukochaną siostrę bliźniaczkę. Dziewczyna, po pogrzebie, przeprowadziła się do swojego biologicznego ojca i jego nowej rodziny, z którym wcześniej nie miała zbyt dobrego kontaktu. Serdecznie się zaprzyjaźniła z dziećmi wybranki taty.

 Dwudziestodwuletni Daniel Daniels najpierw pochował matkę, a potem ojca.  Nie może dogadać się z bratem. Występuje w miejscowym barze wraz z kapelą Misja Romea.  

 Podczas ich pierwszego spotkania, w obojgu pojawi się nadzieja na lepszą przyszłość. Łączy ich zarówno miłość do Szekspira, śmierć jak i wzajemne zrozumienie. Jednak pojawia się przeszkoda… Daniel Daniels okazuje się nauczycielem Ashlyn.  Co z tego wyniknie? Czy zerwą znajomość? Czy jest w stanie cokolwiek stanąć im na drodze?

„Chciałam wchłonąć Jego ból i wysłać gdzieś w kosmos, żebyśmy już nigdy nie musieli czuć się w ten sposób. „ 

Historia jest prowadzona raz z perspektywy Ashlyn, a raz Daniela. Nie powiem, bardzo  odpowiada mi takie rozwiązanie. Dzięki temu zabiegowi, mamy szansę poznać ich myśli. Ma to zarówno swoje plusy jak i minusy. Mnie osobiście Ashlyn na przemian irytowała, nudziła, po czym wzruszała. Miałam do niej mieszane uczucia, niezbyt przypadła mi do gustu.  Podczas czytania wydawało się, jakby autorka nie miała na nią pomysłu - cały czas zmieniała jej charakter. Było to dość męczące. Nawet Hailey, mimo jej głupoty, bardziej tolerowałam. 
Natomiast pan Daniels był całkiem przyjemną, choć przewidywalną i nudną postacią. Mimo to polubiłam go. Naprawdę rozumiałam czym się kierował podczas podejmowania decyzji oraz z chęcią wracałam do jego narracji po chaosie Ashlyn. Wszystko było jasne i ułożone.
Jedynym bohaterem , który skradł moje serce był Ryan. Ten chłopiec  uratował tę powieść od totalnej katastrofy. Bez niego ta powieść byłaby niemiłosiernie monotonna i nie do zniesienia. Tylko on wydawał się prawdziwy. Wszyscy bohaterowie, oprócz niego, zachowywali się sztucznie. Ci, którzy już przeczytali „Kochając pana Danielsa” wiedzą dlaczego moje serce teraz płacze.

„Może dom nie oznaczał budynku. Może byli to otaczający nas ludzie, sprawiający, że możemy być, kimkolwiek zapragniemy.”

Mam duże zastrzeżenia co do fabuły. Co prawda, akcja szła dosyć gładko. Niektóre momenty, chodzi mi głownie o rozmowy i spotkania Ashlyn oraz Daniela, były koszmarne (!). Miałam ochotę je omijać. Rozumiem, że mogło to być nawiązanie do Romea i Julii (jak już wiecie oboje uwielbiali Szekspira), których rozmowy również były bardzo drętwe i górnolotne w porównaniu do dzisiejszych czasów. Jednak mnie to kompletnie nie przekonało.

Książkę przeczytałam szybko, ale nie wciągnęła mnie aż tak, jak tego oczekiwałam. Autorka używa bardzo prostego, przyjemnego i zrozumiałego języka. Jedynie w momentach, gdy dochodziło do zbliżeń głównych bohaterów, czułam się jakbym czytała fan fiction gorszej kategorii. Identyczne opisy, epitety i zachowania. To było szczególnie denerwujące.

Podsumowując, zawiodłam się na tej powieści. Liczyłam na piękną, ciekawą, ale i mądrą historię o miłości. Niestety okazała się ona zupełnym przeciwieństwem co do moich oczekiwań. Wiem, że wiele osób zachwycało się tym, że zostały w niej poruszone takie tematy jak: śmierć, przyjaźń, miłość itp. Według mnie, one tylko i wyłącznie przeszkadzały. Autorka nie umiała zawrzeć ich w taki sposób, abym zrozumiała, dlaczego się one w tej książce znalazły. Zamiast stworzyć tak wiele wątków, Brittainy C.Cherry powinna była się skupić na jednym czy dwóch z nich i dobrze je rozwinąć. Zamiast tego powstał niedopracowany bałagan. 

„Kochając pana Danielsa” mimo przepięknej okładki, nie wniosła niczego wartościowego do mojego życia.  Poleciłabym tę książkę tylko tym osobom, które mają ochotę na przewidywalne, ogłupiające romansidło i niekoniecznie wysokie oczekiwania. Powieść ta skutecznie zaspokoi takie pragnienia. Dajcie znać, co myślicie o tej lekturze. W duchu tej historii: Serdecznie Was pozdrawiam szanowni czytelnicy życiodajnych opowieści.

Z żalem daję jej:
4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz